czwartek, 14 listopada 2013

Manifest normalnego


Co to znaczy być normalnym? Dzisiaj nie jest to już takie oczywiste, ponieważ codziennie próbuje nam wmówić, że coś co niedawno było dewiacją, albo czymś wyjątkowym jest normalne, czyli stanowi normę. W związku z tym chcę przedstawić swoją opinię na ten temat w formie przypomnienia co jeszcze nie tek dawno było normą i co nadal stanowi dla mnie pewien kanon zachowań.
     Małżeństwo to związek mężczyzny i kobiety.
Rodzic ma prawo skarcić swoje dziecko klapsem – do dwulatka argumenty słowne mogą po prostu nie dotrzeć.
Mężczyźni są z natury bardziej agresywni i różnią się od kobiet.
Każdy ma prawo bronić swojego życia, mienia i rodziny we wszelki możliwy sposób.
Nauczyciel jest autorytetem i należy mu się podporządkować.
Homoseksualizm, transseksualizm itp. jest chorobą i należy tym ludziom pomóc, a nie udawać, że wszystko jest normalne.
Kradzież zawsze jest zła i jej ocena nie zależy od wysokości szkody.
Emigranci  są gośćmi w obcym kraju i jako goście powinni przyjąć  zasady gospodarzy.
Prawo powinno być takie samo dla wszystkich i żadne zasady religijne, obyczajowe czy status danej osoby nie może generować wyjątków.
Każdy ma prawo do własnych opinii, jeśli tylko potrafi je podeprzeć faktami. Wyjątkiem jest poczucie piękna – o gustach nie da się dyskutować.
Tą listę oczywiście da się poszerzyć i może z czasem coś dopiszę.

czwartek, 24 października 2013

Świadomy kręciołek

Witam po przerwie.
Zaniedbałem wpisy, głównie z powodu braku informacji czy ktokolwiek to czyta, a pisanie dla siebie samego jest mało zabawne. Ale dość użalania.
W blogu mam zakładkę o świadomym życiu. Piszę tam o ćwiczeniu wzroku, robieniu pompek itp.
Jak sobie zrobiłem rachunek wszystkich świadomych działań to uzbierało się tego naprawdę sporo;
- ćwiczenia wzroku - prawie codziennie - efekt czytam swobodnie i  bez okularów,
- seria 100 pompek - wykonuję kolejny cykl - czuję się znacznie silniejszy,
- ćwiczenia "6 Weidera" - systematycznie i systematycznie skracam pasek w spodniach:),
- dieta wegetariańska - bez wyjątków - czuję się z tym bardzo dobrze i często pozytywnie wyróżniony +5 do ego :)
- kontrola wagi - od początku roku o 15 kg mniej :)
- zachwyt nad złożonością świata - codziennie.
Wszystko to angażuje czas, wymaga wysiłku, ale mam wrażenie kontroli nad tym co chcę osiągnąć i kim chcę być. Może to tylko wrażenie, ale pozwala łatwiej znosić codzienność, bo ciągle mam jakiś cel, coś chcę osiągnąć i to się udaje.
Oczywiście nie wszystkie cele wypisałem. Niektórymi na razie się nie podzielę jeszcze przez jakiś czas.
Myślę, że świadomość trzeba cały czas rozwijać i kształcić w sobie. Bez niej nasze życie przemyka nie zostawiając żadnego śladu, nawet w pamięci. Może to wszystko nie ma znaczenia dla Wszechświata, może tylko dla mnie, ale ja jednak wierzę, że to co można osiągnąć, co można zdobyć, zawsze służy też czemuś wyższemu. Po prostu powiększamy pulę doświadczeń, które uświadomione zawsze nas i innych wzbogacają i stymulują do rozwoju.
Każda stagnacja i brak zmian powoduje obumieranie. Najważniejszą cechą życia są zmiany, nie da się ich uniknąć i jeśli choć kilka możemy stymulować, to już jest coś.
Życzę wszystkim powodzenia w realizacji własnych celów.

wtorek, 13 sierpnia 2013

Zmiany pogody -

Wiem, wiem co się poprzestawiało w pogodzie. Przyczyna nie leży w prądach strumieniowych, nie jest winna zmiana centrów barycznych ani Golfsztrom.
Wszystkiemu winni są mieszkańcy cywilizacji zachodniej!
Już spieszę z wyjaśnieniem:
- po pierwsze pewne informacje dotyczące zagadnień fizyki kwantowej sugerują, że wyniki obserwacji zależą od obserwatora,
- po drugie głównym tematem rozmów towarzyskich jest pogoda,
- po trzecie ludzie (a zwłaszcza Polacy) lubią narzekać, więc nigdy pogoda im nie pasuje,
- i po czwarte straciliśmy wiarę w naturalny porządek rzeczy.
A co z tego wszystkiego wynika? Ano to, że skoro pogoda ciągle nam nie pasuje, bo  za gorąco, bo za zimno, bo leje itp., to nie możemy się zdecydować co chcemy. Jak o zbiorowisko dysponujemy dużą siłą sprawczą, kształtująca naszą rzeczywistość. Kiedyś, wcale nie tak dawno wszyscy wiedzieli, że na wiosnę musi polać, w lecie jest gorąco, a w zimie zimno i śnieżnie. więc oczekiwania większości były spójne i efekt jednoznaczny.
Teraz jednak jesteśmy mądrzy, wiemy jak jest lepiej i co dla nas dobre i każdy ciągnie w swoją stronę.  Dawniej religia była siłą ukierunkowujacą świadomość. Jeśli było za sucho, modlono się o deszcz itp.  I nawet jeśli komuś nie pasowały deszcze to wiedział, że tak ma być i przyjmował to ze spokojem. Dzisiaj nie wierzymy w to co proponuje religia, a przede wszystkim brak nam wiary w siłę ducha. No i mamy pogodę taką jak stan naszej duchowości i przekonań, czyli totalna kaszana:)
Ale to jest oczywiście tylko moje zdanie, które też może się zmienić już za godzinę:)
Pozdrawiam cieplutko wszystkich czytelników.

czwartek, 8 sierpnia 2013

Radosne upały

Upały, gorąc i dzikie słońce. Czego można więcej oczekiwać od lata! Ano nie można, tak ma być i wszystkim malkontentom przypominam powszechna tęsknotę za słońcem i ciepłem. Dlatego ja ogromnie się ta pogoda cieszę. Nie udało się wyjechać do Grecji, no to Grecja przyszła do nas.
Ludzie jednak maja w naturze ciągłe biadolenie, zwłaszcza na pogodę, bo pogoda jest bezosobowa.
Można narzekać na min. Rostwskiego, ale to już nie jest takie bezpieczne, a po za tym po co się dodatkowo nakręcać. Nie jesteś w partii lub innej społecznej organizacji - to co ci da narzekanie.
Zupełnie przypadkiem czytałem najnowsze informacje z kraju i świata i po kilku minutach zacząłem się denerwować, wkurzać nie wiadomo na co i dopiero wtedy się zorientowałem, że czytam informacje polityczne. Po co, na co? Chociaż z drugiej strony całkowite ocięcie się od świata też nie jest zdrowe. Bo co prawda wszystko się powtarza, ludzie są tylko ludźmi i od tysięcy lat "chorują" na te same problemy, to jednak minimalna wiedza z jaką aktualnie mamy teraz "chorobą" też jest potrzebna.
Idę się opalać! Pozdrawiam wszystkich cieplutko i słonecznie.

czwartek, 18 lipca 2013

Misterium i pasja

Siedzę i siedzę. Myślę i myślę czego w życiu mi brak.
 I jestem przekonany, że to nie tylko mój problem.  Wszystkim, a przynajmniej większości z nas brak dwóch rzeczy: PASJI i MISTERIUM.
Wydawałoby się, że nic łatwiejszego niż znaleźć swoją pasję. Coś co będzie lokomotywą życia, co pozwoli wstawać o świcie, bo szkoda dnia i każda godzina, w której nie możemy realizować swojej pasji dłuży się niemiłosiernie.
Niestety, największą przeszkodą często jest nadmiar możliwości. Właściwie wszystko co mogłoby stanowić taki motor życia jest już przez kogoś realizowane i to w wielu wariantach.A my chcemy być oryginalni, pierwsi i nowatorscy.
Drugi ważny powód to łatwość dostępu do wiedzy, informacji i wielu form działalności. Skoro wszystko jest łatwo dostępne i często za darmo, to wydaje się, że zawsze będzie czas zacząć. A na razie muszę się zająć....... i tu można wpisać miliony błahych, często wymyślonych powodów.
Do tego dochodzi jeszcze chęć osiągnięcia perfekcji od razu - i myśli w rodzaju: zabiorę się za to kiedy zgromadzę odpowiednią wiedzę, środki, umiejętności itp. A przecież nikt nie rodzi się artystą, rzemieślnikiem czy fachowcem w formie doskonałej. Wszystkiego trzeba się nauczyć, ale właśnie często strach przed tą nauką, przed niepowodzeniem skutecznie paraliżuje działanie.
 To nie jest truizm, że zmieniając siebie, zmieniamy świat. A tylko jedna rzecz może zmienić nie tylko nas ale i cały świat: działanie!!!. Bez działania nie ma efektów, a tylko efekty się liczą. To one mogą coś zmienić. Nawet wygrana w totka wymaga wypełnienia kuponu!
Wymieniłem też misterium, jako coś, czego brak  powoduje, że nasze życie jest płaskie, przecieka między palcami.
Kiedyś życie było pełne tajemnic, i aby je poznać należało odprawić odpowiednie rytuały.
Dotyczyło to spraw codziennych, zdobywania wiedzy i rozwiązywania życiowych problemów.
W epoce przedchrześcijańskiej, aby plony się udały trzeba było złożyć ofiarę odpowiednim bóstwom, czasem nawet krwawą.
Aby zdobyć wiedzę trzeba było pokonać kolejne stopnie wtajemniczenia.
Nawet zdobycie męża czy żony, albo poczęcie dziecka wymagało pewnych obrzędów.
Wiele z tych zwyczajów przetrwało. Ale ich znaczenie zostało umniejszone, albo ich sens został wypaczony lub zmieniony. Na przykład zwyczaje Wielkanocne.
A to właśnie misterium utrwalało zdobytą wiedzę, wprowadzało magię do życia, wprowadzało do życia szarych ludzi nadzwyczajne moce.
Dzisiaj prawie zupełnie tego brak. Wszystko dostajemy szybko, łatwo i nie doceniamy wartości wielu rzeczy, które mogą zmienić nasze życie.
Dlatego poszukujmy misterium, starajmy się żyć z pasją. Bo tylko wtedy mamy szansę zaznaczyć swoją obecność na tym padole i czekać z radością na każdy nadchodzący dzień.
Dobranoc


poniedziałek, 17 czerwca 2013

Matrix, czyli cudowna pustka

Czy zastanowiłeś się kiedyś nad cudownością Matrixa? - pyta agent Smith w filmie Wachowskich.
Zastanawiałem się nie raz, czasem dochodząc do wniosku, że nie ma nic piękniejszego, a czasem, że nie istnieje nic bardziej pozbawionego sensu. A dzisiaj uświadomiłem sobie, że Matrix czyli nasza rzeczywistość powstał tak jak jest napisane w Biblii z niczego. Nie dość,że twórca Matrixa powołał go do istnienia z niczego, to jeszcze dziwniejsze jest to, że to nadal jest pustka. Wszechświat składa się z niczego. Najmniejsze cząstki elementarne materii są tylko wirem energii o odpowiedniej rotacji. Jesteśmy my i to co nas otacza tylko smugą dymu, cieniem na ścianie jaskini.
Niesamowite jest to, że nie tylko wszystko jest pustką, to jeszcze jest tylko złudzeniem, bo to obserwator decyduje jak ułożą się wzajemne sploty czasu i przestrzeni. Ale przecież o tym wszystkim mędrcy uczą od tysięcy lat i ciągle te prawdy (chyba prawdy, bo przecież wszystko jest względne) muszą być odkrywane na nowo. Dzisiaj mówią o tym fizycy kwantowi, lecz skutek jest taki sam. Wszyscy potakują ze zrozumieniem głowami, nie przyjmując tych informacji. Bo jak można uwierzyć, że nasz wszechświat, ba nasze życie jest tylko iluzją zbudowaną przez nasze umysły aby nas chronić przed szaleństwem. A przecież "Prawda was wyzwoli" - tylko co potem? Czy ta następna rzeczywistość nie będzie znowu iluzją, tylko na innym poziomie? Myślę, że tego nie dowiemy się nigdy.
Ale czy to jest takie ważne? Czy nie lepiej zanurzyć się w otaczającym nas Matrixie i delektować się smakiem życia? Może kiedyś, ktoś, gdzieś nam to wyjaśni i powie co jest najlepsze. Ale po co nam wtedy wolna wola i ciągły głód wiedzy? Och jak dobrze  nie mieć pytań i wątpliwości i słuchać prawd objawionych.
Dobranoc - może sny pokażą prawdę?

czwartek, 6 czerwca 2013

Dlaczego?

Dlaczego, dlaczego, dlaczego, dlaczego, dlaczego, dlaczego, dlaczego, dlaczego, dlaczego, dlaczego, dlaczego, dlaczego, dlaczego, dlaczego, dlaczego, dlaczego, dlaczego, dlaczego, dlaczego, dlaczego, dlaczego, dlaczego, dlaczego, dlaczego, dlaczego, dlaczego, dlaczego, dlaczego, dlaczego, dlaczego, dlaczego, dlaczego, dlaczego, dlaczego, dlaczego, dlaczego, dlaczego, dlaczego, dlaczego?
Tego nie wie nawet sam Bóg, ponieważ z czystej ciekawości dał ludziom wolna wolę.
I dlatego słucha teraz tylu przekleństw i złożeczeń.
A trzeba było stworzyć lepszą wersję Aniołów.
Takich, którzy się nie zbuntują.
Ale teraz to już musztarda po obiedzie, trzeba eksperyment przeprowadzić do końca.
Tylko dlaczego jestem próbką doświadczalną, a nie laborantem?
Może następnym razem?

wtorek, 4 czerwca 2013

Sponsora!!!

Witam
Jak rozładować rosnącą frustrację? Z powodu pogody, szefa, zazdrośników, rosnących cen itp?
Kiedyś było mi znacznie łatwiej, miałem fizyczna pracę i jeśli coś mnie zaczęło rozsadzać od środka mogłem wyładować się w pracy. Praca fizyczna (ale musi mieć sens) bardzo skutecznie rozładowuje rosnące napięcie nerwowe. Dzisiaj pełna kultura, ą i ę. Nie można pokazać, że coś mnie totalnie wkurza, trzeba robić dobrą minę i liczyć czas do fajrantu. No ale powiedzmy sobie szczerze, w domu tez trzeba być na poziomie. Jestem przecież tą głową rodziny, ojcem i mężem, więc nie mogę okazywać słabości. No więc gdzie rozładować te rosnące emocje? Sportu nie lubię, a ten który lubiłem jest sezonowy i kosztowny, gry komputerowe może pomagają na krótko. Potem rosnący poziom trudności powoduje następne stresy.
Poznałem różne formy relaksu i prostych medytacji. Może i skuteczne, ale jeśli jeszcze raz usłyszę, że należy sobie znaleźć godzinę dziennie tylko dla siebie, i że nikt nie powinien wtedy nam przeszkadzać to mogę zacząć toczyć pianę!
No więc panie premierze jak żyć? Jak do tego wszystkiego podejść z poczuciem dystansu, a jednocześnie bez reakcji typu - a co mnie to wszystko obchodzi.
Może po prostu gdzieś zgubiłem okruchy codziennego szczęścia. A może ich nie potrafię dostrzec?
Nie wiem, ale na pewno dobrze by mi zrobił dłuuugi pobyt na wyspach szczęśliwych z moimi bliskimi. Jeśli więc ktoś chciałby mi i mojej rodzinie zasponsorować takie wczasy - nie mam nic przeciwko. Czekam więc na oferty:)
Dobranoc

piątek, 24 maja 2013

Leniwe wybory

Witam
Tak dobrze, tak słodko byłoby odpocząć od wyborów. Całe życie musimy dokonywać wyborów, a dokładniej rzecz ujmując życie polega na ciągłych wyborach od pierwszego do ostatniego oddechu.
I nie ma nawet znaczenia kwalifikacja tych wyborów. To jest proces ciągły. Oczywiście konsekwencje wyboru na śniadanie bułeczki razowej czy białej są innej wagi niż wybór kierunku studiów, czy współmałżonka. Wiec zastanawiam się jakby to było cudownie gdybyśmy tych wyborów nie musieli dokonywać bez przerwy, albo chociaż te najważniejsze wybrałby ktoś za nas.
No i teraz ŁUP!!! w pustą makówkę. Przecież ja to już przeżyłem. Dokonywano za mnie wiele wyborów, ale na szczęście ten system odszedł na niezasłużoną emeryturę. W wielu krajach na świecie nadal tak się dzieje, a UE drobnymi kroczkami też zbliża się do ideału, czyli centralnym decydowaniu o wszystkim.
Ale dowodzi to tylko, że za zwolnieniem od podejmowania decyzji tęskni wielu ludzi - komuniści powiedzą, że masy. Dlatego systemy totalitarne mają się tak dobrze. Upadają dopiero, kiedy zostanie przekroczony pewien próg tolerancji. Bo nawet największy leń też czasem chce o czymś decydować.
Odbiegając jednak od wielkiej polityki, chciałbym odpocząć od decydowania chociaż na chwilę.
A teraz decyduję, że już wystarczy tego smędzenia. Idę poleniuchować - i to jest moja decyzja:)
Dobranoc

wtorek, 14 maja 2013

Rzut granatem

Witam serdecznie.
Dzisiaj na wykładzie :) omówimy "prawo pierwszej serii", "szczęście początkującego", "trafiło się jak ślepej kurze..." itp.
Wszystkie te określenia dotyczą jednego zjawiska - jeśli bardzo chcesz coś osiągnąć lub pokazać to bardzo często za pierwszym razem odnosi się sukces.
Jeden z przykładów z mojego "szwejkowego" życia. W wojsku jako dowódca drużyny musiałem brać udział w szkoleniach żołnierzy jako prowadzący. Na jednej z takich akcji prowadziłem szkolenie z rzutu granatem. Żołnierze podchodzili drużynami i wykonywali rzut granatem F1 do okopu na około 30 m. Efekty były oczywiście różne, najczęściej mizerne. Granaty (oczywiście ćwiczebne) lądowały bliżej, dalej, poza obwałowanie rzutni. W końcu na moje krytyczne uwagi, któryś kolega powiedział nieuchronne "To pokaż jak się rzuca". Nie mogę powiedzieć, że kompletnie nie umiałem rzucać do celu, ale nie było to moją mocną stroną. Ale wtedy skupiłem się na zadaniu najbardziej jak tylko potrafiłem. Przyjąłem pozycję i rzuciłem. Granat trafił w twarz sylwetkę wyciętą z blachy i spadł do okopu pod nogi blaszanego wroga. To był wzorcowy rzut, lepiej tego zrobić nie można. Byłem niesamowicie dumny, ale znając wyżej wymienione prawo, za żadne skarby nie dałbym się namówić na powtórny rzut. Skwitowałem tylko - "Tak się to robi. Ćwiczyć".
Takich sytuacji w życiu było oczywiście więcej. Do końca nie wiem dlaczego tak się dzieje. Dlaczego jeśli coś udało się za pierwszym razem, tak trudno to powtórzyć?
Skrajnym przykładem jest J.D. Salinger i jego powieść, a właściwie nowela pt. "Buszujący w zbożu". Dzieło zostało przetłumaczone na kilkadziesiąt języków i ciągle jest wznawiane. Autor oprócz tego popełnił jeszcze tylko kilka opowiadań i nic więcej. Sukces pierwszej książki prawdopodobnie przytłoczył go zupełnie. Jestem przekonany, że w szufladzie miał jeszcze wiele udanych tekstów, ale nie potrafił pokonać strachu przed porównaniami z pierwszą powieścią.
Może więc sukcesy odnoszą ci, którzy ten naturalny lęk potrafią pokonać bo jak śpiewa Feel "pokaż na co cię stać, ale nie jeden raz". Bo własne lęki i ograniczenia są naszym najgorszym wrogiem i przyczyną marnowania potencjału i talentu.
Dobranoc.

piątek, 3 maja 2013

Szczęście codzienne

Witam
Zastanawiałem się dlaczego tak szybko zapominamy dni, w których jesteśmy szczęśliwi. Mam na myśli takie codzienne szczęście. Momenty euforii, nadzwyczaj radosnych zdarzeń to inna kategoria. Wygrana na loterii, zakochanie się, wielki sukces zostaje zapamiętane, bo to są wydarzenia wyjątkowe.
Natomiast szczęście to poczucie bezpieczeństwa, ciepło rodzinne, dach nad głową i pewność jutra.
Przynajmniej ja go tak rozumiem i zastanowiło mnie dlaczego nam to umyka. Dlaczego wydarzenia przykre, zagrożenie życia i codziennego losu o wiele dłużej i wyraźniej pamiętamy?
Myślę, że przyczyną jest brak odpowiednich receptorów i struktura pamięci.
Dni spokojne, szczęśliwe nie są warte zapamiętania, ponieważ nie niosą zagrożenia. Wszystkie sytuacje krytyczne, przykre są właśnie takie, bo zagrażają tej zwykłej, codziennej szczęśliwości czyli normie.
Moim zdaniem naturalnym stanem psychicznym jest poczucie szczęścia. To jest nasz naturalny stan i wszystko co temu zagraża jest warte zarejestrowania. Wiadomo, że nasza pamięć jest ograniczona, nie może rejestrować wszystkich informacji ponieważ ich ilość zbyt wielka. Trzeba dokonać selekcji, korzystać z tego co jest nam niezbędne do przetrwania. Najważniejsza jest więc pamięć o zagrożeniach.
Ponieważ stan szczęścia jest normą, można go traktować jako tło dla innych przeżyć, nie potrzebne więc są dodatkowe zmysły, czy receptory do jego rejestracji.
To jest według mnie przyczyna tego, że najlepiej sprzedają się w mediach informacje o wypadkach, tragediach itp. Szczęście jest nudne, bo to nasz naturalny stan, nasza codzienność, więc co może być w tym interesującego.
Podsumowując, to nie świat jest tak okrutny, to tylko nasza percepcja nie pozwala ciągle dostrzegać szczęścia. A my doceniamy to zwyczajne szczęście dopiero wówczas, kiedy je straciliśmy, lub jest bardzo zagrożone. To smutne, ale i w jakiś sposób pocieszające.
Dobranoc.

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Moskwa moja nie miłość


Witam
Pojechałem, zobaczyłem i wróciłem - znaczy się z Moskwy. A stamtąd nie każdy wraca :)
Cóż mogę powiedzieć. To jest nadal kraj kontrastów. Rosjanie biedni jak przysłowiowa mysz kościelna, ale Moskwiczanie już nie. Moskwa jest najdroższą stolicą europejską i jednym z najdroższych miast świata. Wszystko jest średnio trzy, cztery razy droższe niż w Polsce. Butelka zwykłej czystej wódki w lokalu wcale nie ekskluzywnym kosztuje od 85 do 120 zł. Kilogram cukierków 60 do 70 zł. Miseczka zupy typu barszcz ukraiński około 20 zł itd, itp. Tańsze są tylko papierosy i benzyna.
Miasto Moskwa bardzo mi się nie podoba. Nadal króluje socrealistyczne budownictwo, wszędzie widać symbole ZSRR, pomniki Lenina. Jeśli jest ulica to musi mieć po 7 pasów ruchu w każdym kierunku, jeśli plac to co najmniej 0,5 ha. Wszystko jakieś takie toporne, nie doszlifowane. Trzeba jednak przyznać, że jest czysto. Na murach nie ma graffiti, a i reklam znacznie mniej niż u nas. Ledwo wyszło słońce wszędzie było pełno robotników z pistoletami natryskowymi malujących barierki, lampy uliczne. Tzw czarni, czyli robotnicy z republik kaukaskich rozrzucali śnieg na asfalt aby szybciej topniał.
Wycieczka niestety została zorganizowana jak pielgrzymka prawosławna, zobaczyliśmy wiec ze 20 cerkwi, a nie nie widzieliśmy wieży telewizyjnej Ostankino, ani muzeum wojny, a metro zobaczyliśmy  tylko dlatego, że się upomnieliśmy. To ostatnie robi wielkie wrażenie. Kawał dobrej roboty kilkadziesiąt metrów pod ziemią,a najgłębsza stacja jest 170 m pod ulicą. Zdobnictwo stacji piękne, ale związane z Rewolucją, Wielką Wojną Ojczyźnianą i "sukcesami" komunizmu.
A na koniec ostrzeżenie - z daleka od Rosjan jako partnerów biznesowych. Obiecują wszystko czego sobie życzycie, a na miejscu pada stwierdzenie - Jeśli wam się nie podoba to nie bierzcie! I mówią to bez mrugnięcia okiem.
Może kiedyś to się zmieni, kiedy wyzwolą się z mentalności niewolników. Historia Rosji jest tak brutalna i dramatyczna, że pewnie to jeszcze potrwa. Może krócej niż myślę, bo jednak coś się zmienia. Moskwa jest jednym wielkim placem budowy. Wszędzie powstają piękne drapacze chmur, a młode pokolenie dużo mniej pije alkoholu (bo kupuje samochody).
Jako atrakcja turystyczna Moskwa się nie sprawdza - w końcu Kreml i Plac Czerwony można zobaczyć w jeden dzień. Ja więc tam raczej nie wrócę chyba, że w interesach (ale z wcześniejszym zastrzeżeniem :).
Nie żałuję, że odbyłem tą podróż, bo zawsze warto zobaczyć obce kraje i czegoś się nauczyć.
Dobranoc

piątek, 5 kwietnia 2013

Zima, zima, zima ach to ty...

Zima, zima, zima.
Zima wszędzie, oj co to będzie, oj co to będzie.
Wszyscy narzekają i wyglądają wiosny, jak nigdy dotąd. Pytałem 80-letniego wujka, czy pamięta coś takiego. Może też ma pamięć słabszą, ale nie mógł sobie przypomnieć, czy wiosna już kiedyś tak błądziła.
Za oknami biało, a ja jadę tam gdzie zima całkiem w pełni. Wszystko zostało dograne i w niedzielę jadę do Moskwy. Jeszcze na takiej wyprawie nie byłem. ten wyjazd cieszy mnie również z tego powodu, że nie spotkałem się z zawiścią. Wszyscy mi życzą miłego pobytu, ciekawych wrażeń - fajnie i bardzo miło.
A teraz troszeczkę refleksji. Tak sobie marudzimy o tej przedłużonej zimie, narzekamy, że trzeba dokupić opał  i to właściwie wszystko. A należy podziękować opatrzności, że żyjemy w czasach globalizacji i to, czy dotrwamy do następnych zbiorów nie zależy od pogody. Jeszcze nasi dziadkowie i pradziadkowie byli całkiem zależni od tego, czy w danym rejonie kraju udadzą się zbiory i znowu będzie co jeść. Opóźnienie wegetacji roślin o miesiąc było np. przyczyną wielkiej emigracji Irlandczyków.
Mam nadzieję, że zrobi się ciepło, słonecznie i śnieg stopnieje. Przecież bywało, że śnieg spadł i nie topniał kilka tysięcy lat (topnieje dopiero teraz - co jest kolejna klęską).
Dość, bo znowu dostanę ochrzan za marudzenie i pesymizm, ale to nie moja wina, że sytuacja biometeorologiczna jest niekorzystna :)
Pozdrawiam i życzę dużo ciepła.

poniedziałek, 18 marca 2013

Cukierek i klaps

Witam
Oj, miałem zapracowany tydzień! Nie musiałem co prawda zrzucać np. 20 ton węgla, ani pracować na taśmie po 16 godzin, ale zajęć miałem sporo i w robocie i w domu.
Na szczęście były to same radosne zajęcia. W pracy zaproponowano mi wyjazd służbowy na tydzień do Moskwy. Już nie mogę się doczekać kiedy będę mógł zaśpiewać " a ja idu, szagaju po Maskwie..."
Bardzo się cieszę na ten wyjazd i mam nadzieję, że dojdzie do skutku.
Równocześnie został ze mną przeprowadzony wywiad dla gazetki zakładowej, też bardzo miło.
Ale najważniejsze, że odważyłem się pokazać swoje opowiadanie na portalu pisarskim, gdzie zostało ocenione przez profesjonalnych pisarzy. I co? I wróciłem z tarczą! Podobało się. Otrzymałem oczywiście też trochę uwag, ale ogólnie wyszło nieźle. Wziąłem tez udział w warsztatach pisarskich i mój tekst na razie nie ma uwag. Chodziłem cały w aniołkach.
A tydzień zaczął się dość kiepsko, małą wpadką w pracy, ale potem było już tylko lepiej.
No i takie jest życie, dostaniemy czekoladkę, to Świat jest cudowny, ktoś krzywo popatrzy - już wszystko jest smutne, szare.
Cała sztuka czerpania radości z życia polega na odcięciu się od tych wydarzeń, czyli od opinii innych ludzi. przecież sami czujemy, co jesteśmy warci, ile jeszcze musimy pracować aby to co tworzymy było coś warte. Ale.... No właśnie ale jesteśmy tylko ludźmi istotami społecznymi i tylko nieliczni potrafią taką samoświadomość osiągnąć. A z drugiej strony, czy osiągnięcie takiego stanu pełnej niezależności od innych ludzi pozwala nam nadal nazywać się człowiekiem? Ja nie umiem odpowiedzieć na takie pytanie.
Dobranoc

piątek, 8 marca 2013

Wiecznie młody

Witam
Zastanawia mnie pewna naukowa obserwacja dokonana na obiekcie, który mogę analizować bez przerwy czyli mnie we własnej osobie.
Mianowicie, jeśli ktoś pyta mnie o wiek, to jestem bardzo zdziwiony odpowiedzią, której muszę udzielić. Skąd tego tyle się nabrało? Czy ja coś przeoczyłem, zaspałem?
Stanowczo jednak nie. Jeśli się zastanowię, to wszystko jest ok.
Dzieciństwo - było
Durna młodość - była
Wojsko - było
Pierwsza, druga, trzecia itd. praca była i jest
Zakochanie - było
Miłość - jest
Małżeństwo - jest
Rodzicielstwo - jak najbardziej.
I tylko pozostaje wątpliwość, jak to wszystko się zmieściło w czasie, skoro ja nadal zachowuję się jakby tego wszystkiego nie było.
Łapie się na tym, że ustępuję miejsca  miejsca młodszym od siebie, pierwszy pozdrawiam nawet młodzież, często mam wątpliwości co do swojej wiedzy i doświadczeń.
Czuję się zdrowy i mam wrażenie, że wszystko jeszcze przede mną.
Oczywiście widzę się w lustrze, włosy jakby oprószone mąką, wzrok jakby trochę słabszy, ale to się zdarza też dużo młodszym.
Stwierdzam więc, że chcę być taki nadal, dziwić się, że tyle już doświadczyłem i czekać na to co przyniesie los. Ahoj przygodo!

środa, 27 lutego 2013

Moje radości

Witam
Dostałem  informację, że robię się marudny i smutny.
Nic tylko kłopoty, tajne spiski, katastrofy.
No i się nad tym pochyliłem. Znalazłem ni mniej ni więcej tylko potwierdzenie takiego wniosku.
A przecież wszystkim wokoło ciągle powtarzam - co sobie życzysz, to masz.
Trzeba wiec wziąć się za porządki w duszy, i poszukać czegoś za co mogę i powinienem być wdzięczny. Zbierając "wdzięcznostki" do kupy, muszę stwierdzić z radością, że trochę się ich nazbierało, od takich sobie drobiazgów cieszących na co dzień, do rzeczy wielkich, ważących na całym życiu.
Najważniejsza i na co dzień nie doceniana - jestem zdrowy, silny i rozumny (mam nadzieję:), czasem mi sie zdarzało je tracić, więc potrafię docenić jego wartość, choć nie zawsze o tym pamiętam.
Bo mam wspaniałą żonę, i nie pisze tego po to, żeby jej się przypodobać. Po prostu - jesteśmy razem dwadzieścia parę lat i nie nudzimy się ze sobą, a na dodatek ciągle mam ochotę .....:)
Mam syna, z którego mogę być dumny. I to nie tylko dlatego , że ma wiele osiągnięć, którymi można się pochwalić, ale przede wszystkim jest dobrym człowiekiem. A to, że mogłem obserwować jak się rozwija i dorasta  - tego nie da się wycenić.
Za moich rodziców i dziadków, którzy mnie wychowywali też jestem wdzięczny opatrzności. Jak każdy miałem ich czasem dość, ale teraz sam mając te obowiązki i dylematy mogę to w pełni docenić.
To są te największe wdzięczności.
A dalej? Dalej jest wdzięczność za edukację, umiejętność pisania i czytania, co rozbudziła nie zaspokojoną ciekawość świata. To jest jak ciągłe czekanie na prezenty - czego jeszcze mogę się dowiedzieć.
W tej samej grupie są podziękowania za miejsce na planecie w tym kraju i w tym czasie.
Dom, samochód, komputer, rower. To wszystko zostało mi dane. Mogę się tym cieszyć, używać i marzyć o następnych.
A praca? Też składam podziękowania. Może jak każdy chciałbym więcej pieniędzy, większy autorytet, władzę. Ale to nie jest moje pierwsze w życiu zajęcie i mogę być za nie wdzięczny, co nie przeszkadza marzyć o lepszym.
I tak trzeba by wymieniać jeszcze długo. Własne umiejętności, talenty, udane dzieła i po prostu sprawność rąk i umysłu. Muzyka, film, książki - możliwość obcowania z nimi daje tyle radości.
To wszystko jest dobre, a dobre rzeczy trzeba mnożyć i dzielić się nimi. Nawet jeśli tylko jest to opowieść.
Dziękuję więc za wszystko i dobranoc.

czwartek, 21 lutego 2013

Nasze (moje) czasy


Witam

Żyję w ciekawych czasach, pełnych nowej technologii, zmian politycznych, przełomowych wydarzeń.
Urodziłem się parę lat przed lądowaniem człowieka na Księżycu (w arabskich przepowiedniach jest mowa, że Świat skończy się, kiedy ludzka stopa stanie na Srebrnym Globie).
Lądowanie oglądałem w małym czarno-białym telewizorze, razem z rodzicami, dziadkami i prawie wszystkimi sąsiadami, którzy jeszcze telewizora nie mieli.
Bawiłem się na ulicy, a rodzice wcale nie musieli się martwić bo na naszej ulicy były 3 samochody.
Teraz kiedy chcę przejść na druga stronę muszę się bacznie rozglądać.
Kiedy chodziłem do szkoły podstawowej papieżem został Karol Wojtyła, którego poznałem osobiście w czasie sakramentu bierzmowania, a był zapowiadany przez wieszczów i jasnowidzów jako największa chwała w historii Polski.W szkole średniej byłem świadkiem tworzenia się NSZZ Solidarność.
Przeżyłem Stan wojenny. Z jego powodu nie można było swobodnie jechać w Beskidy na narty (patrole wojskowe, na granicy województw) i została rozwiązana moja klasa. Pod pretekstem działalności dwudziestu kilku organizacji terrorystycznych w trzydziestu dwu osobowej klasie.
Doczekałem rozpadu ZSRR i wyjazdu sowieckich wojsk z Polski. Patrzyłem z okna na przejeżdżające eszelongi z powiewającymi nad nimi czerwonymi sztandarami z gwiazdą.
Widziałem (w telewizji oczywiście) upadek muru berlińskiego niszczonego rękoma niemieckiej młodzieży, która własną krwią miała bronić socjalizmu.
Przeżyłem szok widząc półki sklepowe pełne polskich i zachodnich towarów, kiedy jeszcze dwa miesiące wcześniej trzeba było zapisywać się w kolejce po telewizor.
Byłem i jestem świadkiem powstania i prawdopodobnie upadku Unii Europejskiej. Mogę bez dokumentów pojechać nad Atlantyk, a najwięksi wrogowie, Niemcy, są naszymi sojusznikami.
Kiedy chodziłem do technikum, planowaliśmy z kumplami zakup niezwykłego, nowatorskiego urządzenia - magnetowidu szpulowego. Parę lat później Polacy mieli najwięcej magnetowidów w całej Europie.
Rozwój współczesnej elektroniki obserwuję prawie od podstaw. Pamiętam lekcję w szkole o możliwościach nowoczesnych komputerów programowanych za pomocą kart perforowanych, a dzisiaj ten tekst pisze na maszynie o niewyobrażalnej w tamtych czasach mocy obliczeniowej.
Kiedy byłem dzieckiem, aby wezwać pogotowie można było skorzystać zaledwie z trzech dostępnych w mojej wsi telefonów. Dzisiaj sam korzystam z dwóch telefonów komórkowych, a stacjonarne telefony to rzadkość.

To naprawdę dużo jak na okres jednego pokolenia, a i tak w podręcznikach historii zajmie to może pół strony, a byle palant z mieczem zajmie tam cały rozdział, jeśli wymorduje odpowiednio dużo ludzi. Trochę to smutne.

Dobranoc

czwartek, 14 lutego 2013

Plan życia i prawo serii

Witam
Czy my żyjemy na tym świecie tylko po to aby rozwiązywać problemy?
Jeśli sami nie stawiamy sobie wyzwań - czytaj problemów- to życie samo się o to postara?
Ostatnio jestem o tym niestety przekonany, można wręcz powiedzieć przekonywany, prawie codziennie.
Jakoś tej zimy odpuściłem sobie nie tylko prace domowe typu remonty, ale też pisanie, malowanie i rzeźbienie. Słowem lenistwo totalne.
Rzeczywistość była długo pobłażliwa, ale w końcu widocznie straciła cierpliwość i uruchomiła "prawo serii".
Znacie je? Jeśli coś zaczyna psuć, to nie pojedynczo, tylko seriami. Na szczęście nie są to duże problemy - piecyk łazienkowy, umywalka, kran, spłuczka, krzesło biurowe, szyba w samochodzie, wentylator w drugim samochodzie itp, itd.
Usuwamy je bieżąco, ale jest już to męczące. Pewnie gdybym to olał stopień trudności szybko by się podniósł.
No i tak się zastanawiam, czy coś w tym może być. Jeśli przerwę własne lenistwo i zabiorę się za to czego życie ode mnie oczekuje, czy awarie się skończą? Patrząc na to co teraz napisałem, to wydaje się to śmieszne. Ale z drugiej strony wierzę, że każdy z nas ma swojego opiekuna, swojego Anioła Stróża. A jego w końcu też może trafić szlag, że jego podopieczny zbija bąki, zamiast realizować swoją drogę życiową i troszeczkę zacznie motywować.
Jestem przekonany, że każdy człowiek ma wytyczony plan życia. Jeśli go realizuje jest szczęśliwy, albo co najmniej spełniony. Jeśli życia ubywa, a robota nie zrobiona, straty mogą być nie do odrobienia i takie "popychanie" przez siły wyższe jest prawdopodobne.
No cóż, dało mi to myślenia i spróbuję trafić na właściwą ścieżkę. Tak mi dopomóż Bóg.
Miłego dnia



poniedziałek, 11 lutego 2013

Osobisty koniec świata

Witam
Ogarnął mnie smutek i zwątpienie, ponieważ kolejny raz uświadomiłem sobie, że bez rewolucyjnych zmian niszczących stary porządek, nic na świecie się nie zmieni. Żadne przykazania miłości, ani ruchy odnowy duchowej nic nie zmienią. Siły, które stoją na straży obecnego porządku są zbyt potężne. Na dodatek, jeśli obecne zasady zaczną się chwiać, nawet ci, którzy pragną zmian staną w ich obronie.
Dlaczego? To proste, każdy chciałby mieć tanią, albo darmową energię. Ale jeśli pojawiłoby się źródło takiej energii, zniszczenia w obecnym świecie byłyby większe niż po wybuchu wojny. W końcu w przemyśle naftowym i energetycznym pracują miliony ludzi, a jeszcze więcej jest z nim związane (np. przemysł motoryzacyjny). Wszyscy zostaliby bez pracy. Nowy przemysł związany z nową energią tworzyłby się latami.
To samo dotyczy przemysłu zbrojeniowego (przecież każdy chce żyć w pokoju), odzieżowego (niebrudzące się tkaniny są już dawno wymyślone), rynku żywności (wystarczy zrezygnować z hodowli zwierząt) itd, itp.
Jesteśmy uwikłani w zastane układy i systemy. Nasze życie jest od nich zależne i mimo, że pragniemy zmian, bo zdajemy sobie np sprawę z wymuszonej konsumpcji i sztucznego postarzania produktów, nie jesteśmy na to gotowi.
Tak więc dla dobra naszych potomków, konieczna jest katastrofa burząca dzisiejszy świat.
I to jest na prawdę smutne.
Dobrą nowiną jest tylko to, że każdy z nas ma szansę na osobistą odnowę i zmianę. Ale do tego trzeba dojrzeć, mieć odpowiednią świadomość, albo... przeżyć osobistą katastrofę i koniec świata.
Dobranoc.

wtorek, 5 lutego 2013

Statystyczna arena życia

Witam
Usłyszałem dzisiaj w telewizorni, że w Polsce rocznie jest około 15 000 osób zaginionych.
15 000!!! W mojej gminie jest około 10 000 osób. Dodając do tego np. liczbę zabitych w wypadkach drogowych, obecnie ponad 4 000 osób, to współczesny świat jawi się wręcz jako ciągła arena śmierci, w której wszyscy bierzemy udział. Może procentowo jest to niewielka liczba, ale przełożenie tego na liczbę mieszkańców np Wisły, która ma 11 000, to daje do myślenia. Wyobraźmy sobie, że wybieramy się do Wisły na wypoczynek, a tam nikogo nie ma. Wszyscy zaginęli.
Tak to jest ze statystyką. Jeśli przyjmiemy suche dane, bez odpowiedniego wprowadzenia możemy mieć całkowicie mylne wyobrażenie o rzeczywistości. Chociaż z drugiej strony takie zestawienie liczb może też uświadomić skalę zjawiska w liczbach bezwzględnych właśnie.
Statystyka jest w ogóle dziwną nauką, ponieważ sama w sobie niczego nie wnosi. Przecież każde badania statystyczne służą potwierdzeniu lub zaprzeczeniu z góry założonej tezy. I to od sformułowania tej tezy zależą wnioski, które z przeprowadzonych badań statystycznych wyciągniemy.
W przeciwnym wypadku można rzeczywiście uwierzyć, że za wszystkie konflikty zbrojne na świecie winne są ogórki, kiszone na dodatek, ponieważ większość żołnierzy i ich dowódców chociaż raz w życiu jadła górki. Podobnie jest z lodem, który dodany do drinków powoduje, że są szkodliwe dla zdrowia.
Przyszłość badań statystycznych jest jednak pewna. Ponieważ dziedzina ta ujmuje nasze życie i zjawiska nas otaczające w liczby, a wszystko we Wszechświecie, nawet zachowania społeczne i ekonomiczne można wyrazić liczbami.
Statystycznie rzecz biorąc wolna wola nie istnieje,  zachowanie pojedynczej jednostki nie ma znaczenia, ponieważ działania odpowiednio dużej grupy w określonym czasie zawsze da się opisać wzorem.
To w takim razie mamy się poddać? Nie, ponieważ to przypomina to w jaki sposób życie przeciwstawia się najpotężniejszemu prawu we wszechświecie - prawu entropii, rozproszeniu energii. Naturalnym prawem wszystkiego co istnieje jest wyrównanie potencjałów, zanik wszelkich różnic. A życie się temu przeciwstawia, tworzy uporządkowane struktury.
Skoro życie ma sens (a musi mieć, bo istnieje), to może nasze osobiste wybory też są konieczne, aby wszystko co nas otacza w ogóle istniało.
Dobranoc

środa, 30 stycznia 2013

Trudne tematy politycznej poprawności

Witam
Miałem pisać dalszy ciąg rozważań o zwierzęcej duszy, ale zostałem ostatnio wciągnięty w dyskusję o "trudnych tematach" czyli inaczej mówiąc o "poprawności politycznej".
Raczej unikam oglądania sprawozdań z Sejmu, czy programów typu "gadające głowy", ale od pewnych informacji trudno uciec. Ale do rzeczy. Będąc z wizytą u przyjaciół zaczęliśmy dyskusję o projekcie związków partnerskich. Nawet nie poruszaliśmy za bardzo ekstremum czyli związków homo. Dyskusja toczyła się wokół konkubinatu. Ja nie mam nic przeciwko konkubinatom. Chcą niech sobie żyją w wolnym związku, ich wybór. Ale potraktujmy też odpowiednio drugą stronę. Jeśli ktoś decyduje się na związek małżeński, to oprócz pewnych prawnych przywilejów (jeszcze!) przyjmuje również więcej obowiązków dotyczących funkcjonowania rodziny, czyli opieki nad dziećmi i współmałżonkiem, wspólnym majątkiem itp. O oczywiście rozwiązanie małżeństwa stanowi pewne prawne utrudnienie, które czasami pozwala przetrwać pewne problemy (często z perspektywy mało istotne), ponieważ wiąże się to z wieloma problemami. więc dlaczego osoby żyjące w wolnych związkach domagają się podobnych praw bez związanych z nimi obowiązkami. a jeśli wszystko miałoby być takie samo, to przecież nadal istnieje instytucja małżeństwa i jego zawarcie nie jest takie kosztowne. Nie mnóżmy niepotrzebnych bytów prawnych.
Ale to nie tylko to. Wybór Anny Grodzkiej na wicemarszałka Sejmu RP. Ależ wszyscy grzecznie krążą wokół tematu. A to za małe kompetencje, a to za mały staż w sejmie. Nikt, nikt nie ośmieli się powiedzieć tego o co wszystkim chodzi - ta Pani jest chora, jej psychika jest chora i aby jej, a właściwie jemu pomóc wybrano nienaturalną formę terapii masakrując jego ciało i upodobniając je do kobiety.
Może i ten pan jest niezwykłym, dobrym człowiekiem, nie wiem, ale udawanie, że wszystko jest ok jest potwornym błędem. Dlaczego kogoś kto uważa, że jest Napoleonem  Bonaparte nie poddaje się serii operacji plastycznych aby poczuł się dobrze w swojej skórze (to porównanie pożyczyłem od pana W. Cejrowskiego).
Takie oficjalne fałszowanie rzeczywistości nigdy nie może skończyć się dobrze. Nazywanie homoseksualistów normalnymi ludźmi o tylko odmiennej seksualności i przyznawanie im szczególnych praw zamiast leczyć (bo to jest choroba, może nie uleczalna ale choroba) też ani im ani hetero  nie wyjdzie na dobre.
Tego oczywiście jest więcej i można nonsensy poprawności politycznej wyliczać jeszcze długo.
Dlaczego np określenie murzyn ma być obraźliwe. Czarnuch na pewno ma obraźliwe brzmienie naładowane emocjami, ale murzyn, to co mamy mówić Afropolak, na miłość boską. A kaleka, inwalida, ślepy, głupi? Te określenia same w sobie nie są obraźliwe. Kontekst w jakim występują ma znaczenie. Każda nowa, poprawna politycznie nazwa z czasem też może być nie na miejscu.
Tylko czekać aż zabronią nam mówić Niemcy, bo to przecież też może być obraźliwe, przecież oni nie są niemotami, czyli niemymi.
A do czego to wszystko może prowadzić to wystarczy przyjrzeć się sytuacji w "nowoczesnym" kraju jakim jest Holandia. Mnie się to nie podoba. Ale to jest tylko moje zdanie.
Dobranoc

wtorek, 22 stycznia 2013

Zwierzęca dusza cz.1

Witam
Czy nurtował was kiedyś problem duszy zwierząt?
Dla mnie jako wegetarianina odpada pytanie czy zwierzęta mają duszę. Zgodnie z przyjętą filozofią nie istnieje dla mnie ścisła granica oddzielająca zwierzęta od człowieka, i dotyczy to wszystkich możliwych podziałów. Istnieją tylko różnice jakościowe: człowiek potrafi to, a zwierzęta tamto. Nie zastanawiam się więc czy zwierzęta mają duszę, tylko czym ta dusza może różnić się od ludzkiej.
Moje przekonanie wynika, jak powiedziałem, z przyjętej filozofii życiowej. Ale o istnieniu zwierzęcej duszy przekonałem się wręcz namacalnie dzięki mojemu psu o imieniu Sidi.
Sidi to przeuroczy kundelek o całkowicie brązowo-złotym ubarwieniu (włącznie z nosem i oczami), który wykazuje od małego szczeniaczka filozoficzne podejście do świata i życia. Potrafi zamyślić się tak głęboko, że nie słyszy i nie widzi co się wokół niego dzieje, a spoglądając wtedy w jego oczy można zobaczyć niepokojącą pustkę. To samo w sobie nie byłoby takie niezwykłe. Ot, zwyczajne stworzenie, które coś tam sobie myśli. Ale pewnego upalnego lata Sidi oddał się tak mocno swoim "filozoficznym" rozważaniom, że jego ciało wyglądało jak martwe. Nie reagował na wołanie, a kiedy próbowaliśmy go poruszać był czuć wyraźny opór stężałych mięśni. Krótko mówiąc myśleliśmy, że umarł. Dopiero po dłuższej chwili nawoływania po imieniu, stawianiu na nogi i masażach piesek ocknął się jakby nigdy nic powrócił do życia wesoły i szczęśliwy, że się z nim bawimy.
Znacznie bardziej przeżyliśmy kolejną sytuację. Sidi śpi w przedpokoju, za zamkniętymi drzwiami. W tym dniu wieczorem zaczęła się okropna burza z piorunami. Błyskawice uderzały jedna za drugą, a grzmoty praktycznie nie cichły. Sidi szczekał nerwowo, prosząc aby go wpuścić do domu. Jednak pod tym względem jest dla nas dość uciążliwy ponieważ nie potrafi ułożyć się w jednym miejscu i spać, zignorowaliśmy jego prośby.
Wczas rano, kiedy  się obudziłem zajrzałem do przedpokoju. Sidi leżał całkiem bez ruchu, a jego ciało było zesztywniałe. O tym, że jeszcze żyje świadczyło tylko to, że był ciepły. Zacząłem go wołać i ruszać, ale bez reakcji z jego strony. Nauczony wcześniejszą sytuacją postawiłem go na nogi zacząłem go prowadzić jak marionetkę. Długo trwało, zanim zaczął stać na nogach sam, a chodził dopiero po paru minutach takich zabiegów. Jego oczy były jednak "obce". Nie reagował na wołanie i schował się w ciemny kąt. Dopiero po paru godzinach wrócił do "siebie".
Jestem przekonany, że jego dusza, albo przynajmniej świadomość opuściła wtedy ciało.
A to Sidi właśnie
Co mogło się wtedy stać z jego duszą i gdzie ewentualnie przebywała spróbuję odpowiedzieć w następnej notatce.
Dobranoc

poniedziałek, 21 stycznia 2013

Babcia, dziadek i zakręty historii

Witam
Żyjemy w dziwnych, pokręconych czasach. Znane chińskie (aczkolwiek nieprawdziwe) przekleństwo brzmi "Obyś żył w ciekawych czasach". Głębia tego powiedzonka jest trudna do ogarnięcia. Bo z jednej strony chcemy spokoju, a z drugiej zazdrościmy pokoleniom, które musiały się zmagać z losem. Czasem po prostu walczyć o byt lub fizyczne przetrwanie. O okresach pokoju i rozkwitu nie uczy się na lekcjach historii. Za to wojny, rozbiory i wielkie klęski są omawiane do znudzenia.
Ale czy to rzeczywiście może dziwić? Przecież nawet wspominając własne życie pamiętamy tylko okresy, w których "coś się działo", nie koniecznie tylko te złe. Ale tych zwyczajnych dni nie pamiętamy w ogóle. Jednak lata, w których teraz przyszło nam żyć trudno  zaklasyfikować do którejś z wymienionych grup.
Nie ma wojny, możemy podróżować po całym świecie. Nie musimy ukrywać swoich poglądów, wykształcenie i wiedzę można zdobywać praktycznie bez ograniczeń. Z drugiej strony ciągła niepewność dnia codziennego, lęk przed stratą pracy, ciężką chorobą skutecznie sączy lęk w nasze umysły.
Rozwój techniki, a zwłaszcza elektroniki nabiera takiego tempa, że przeciętnemu zjadaczowi chleba trudno nadążyć za nowinkami. Ale te nowości to najczęściej tylko gadżety nie wnoszące nic do jakości życia, powodują tylko nowe sztuczne potrzeby. Dla ich zaspokojenia wielu rezygnuje z ostatnich wolnych chwil, aby cieszyć się syntetycznym marketingowym szczęściem.
Mimo to mogą nadejść lata, w których dostęp do wiedzy i internetu, wolność podróżowania będzie tylko wspomnieniem "starych dobrych czasów". W końcu prawie nigdy nie zdajemy sobie sprawy z uczestnictwa w wyjątkowych chwilach. Bardzo szybko można przyzwyczaić się do "polskiego papieża", Solidarności i braku Wielkiego Brata ze wschodu. Dopiero z perspektywy minionego czasu można spróbować ocenić to w czym uczestniczyliśmy. Oczywiście ocena jest zawsze subiektywna i dla tego PRL jest wspominany zarówno z ciepłą nostalgią jak i z miotanymi w złości przekleństwami.
Może właśnie dlatego opowieści dziadka lub babci słucha się z wypiekami na twarzy, bo oni potrafią łatwiej ocenić co w ich życiu było ważne i co  warto przekazać wnukom.
Szanujmy więc nasze babcie i dziadków. Z okazji ich święta życzę im wszystkim wszystkiego najlepszego,  zdrowia i pociechy z wnuków.
Dobranoc

czwartek, 17 stycznia 2013

Petycja w sprawie leków naturalnych

Witam
Później  ten temat rozwinę, ale na razie posyłam link w sprawie petycji przeciwko ograniczeniom w sprzedaży naturalnych leków i substytutów diety. To bardzo ważne, aby zdać sobie sprawę z prowadzonych przez UE działań i przeciwdziałać temu w trosce o nas wszystkich.

http://iozn.pl/petycja/Podpisz_petycje.html

A tu jest więcej informacji na ten temat
http://www.iozn.pl/petycja/petycja

Proszę o poparcie.
Dziękuję.

A teraz dotknę spraw, które są dla mnie zupełnie niezrozumiałe i obce. Nie potrafię zrozumieć ludzi dla których ważniejszy jest kawałek papieru niż zdrowy rozsądek, normalne ludzkie odruchy i zwyczajne współczucie. Pewnie, że czasem każdy zasłoni się przepisem, albo stwierdzeniem " ja tylko wykonuję rozkazy/polecenia". Ale jeśli kontroler biletów nalicza ponad 2000 zł kary przedszkolanką, które nie zdążyły skasować wszystkich biletów swoich podopiecznych, albo Straż miejska zakłada blokadę na karetkę pogotowia itd. , itp. to jest to dla mnie zupełnie obce i mam wtedy wrażenie, że miejsce człowieka zajął ślepo posłuszny biologiczny automat. Może się mylę, może to tylko zwyczajna głupota. Jednak w przypadku gdy urzędnicy, którzy z zasady powinni służyć społeczeństwu mają zupełnie inne cele, a w tym przypadku służbę wielkim koncernom farmaceutycznym, to ma to zupełnie inny wymiar. Tu nie może być mowy o głupocie. Działania wielu służb i organizacji państwowych mają celowy charakter, skierowany przeciw społeczeństwom, które je wybierają i utrzymują. Priorytety tych ludzi są zupełnie inne: pieniądze, a jeśli ich będzie odpowiednio wiele, nie ograniczona władza. Społeczeństwo służy wtedy tylko jako dostarczyciel wygód i poczucia wszech władzy i bezkarności dla swoich panów. Może każdy człowiek, po osiągnięciu pewnego poziomu znieczulicy, podbudowanej wychowaniem przez środowisko w którym przebywa, potrafi uśpić swoje sumienie i stać się potworem. nie wiem i mam nadzieję, że nigdy się nie będę musiał przekonać. Jednak z punktu widzenia Człowieka bankowcom i osobom kierującym największymi korporacjami można tylko współczuć. Bo może i nas zniewolą, zniszczą i upodlą, ale ich przyszłość jest jeszcze gorsza. Każda tego typu struktura, która bezwzględnie eksploatuje swoje środowisko, nie zważając na koszty upada. Cywilizacji, które były "wieczne"  i "nie zwyciężone" było w historii co najmniej kilkanaście, a o wielu nawet nie wiemy.
Myślę, że mimo wszystko eksperyment o nazwie "LUDZKOŚĆ" MA SZANSĘ POWODZENIA, bo mimo ciągłego powtarzania złego schematu rozwoju zachowaliśmy sumienie i nadal każdy z nas w duchu wie co dobre i brzydzi się złem.
A na razie starajmy się być świadomi i przeciwdziałajmy czemuś co skrzywdzi nie tylko nas ale i naszych bliskich.

poniedziałek, 14 stycznia 2013

Święto 1000





Witam
Dzisiaj ten blog obchodzi malutkie święto - 1000 odsłon. A jak śpiewał Rysiu: "w życiu piękne są tylko chwile", mam więc powód do uśmiechu, bo zawsze to przyjemnie pomyśleć, że ktoś przeczytał moje słowa. Może się nad czymś zastanowił, może zadumał albo uśmiechnął. Któż to wie? Zwłaszcza, że komentarzy malusio. Mam tylko nadzieję, że jednak czytają ten blog też żywi ludzie, a nie tylko automaty. Ale tego się nie dowiem jeśli nie będzie odzewu na posty.
Zresztą, te zapiski są potrzebne przede wszystkim mnie. To jest rodzaj pamiętnika, rozmyślacza.
Po prostu próbuję czasem poskładać myśli rozchwiane w jedną całość. Może z czasem wyłoni się z nich obraz mojego światopoglądu, co jest chyba głównym celem prowadzenia tego bloga.
Hasłem przewodnim jest oczywiście Rzeczypospolita Polska, troska o jej przyszłość. Szkoda by było tego kraju i jego mieszkańców gdyby przepadli w mrokach przyszłej historii.
Innym celem jest uporządkowanie mojego wyobrażenia o funkcjonowaniu Wszechświata jako takiego z naciskiem na rozwój naszej biosfery i odkrycie praw, które sterują jej ewolucją. Wspominałem wcześniej o tych sprawach, ale jeszcze nie raz do tego wrócę.
Wszystkie te dylematy i rozważania byłyby oczywiście nie potrzebne gdyby dzisiejsza wiedza o "życiu, śmierci,  wszechświecie i całej reszcie" była już ostateczna (o czym ciągle przekonują nas luminarze nauki). Ale to chyba nigdy nie będzie możliwe, bo jedyna pewną cechą życia jest zmienność, więc wiedza o nim i procesach nim sterujących oraz przez nie powodowanych też musi owulować. Można tylko po zazdrościć tym, którzy swój światopogląd opierają na ślepej wierze, lub dogmatach nauki i religii i nic nie jest ich w stanie odwieść od jedynie słusznych poglądów.
Ale to już też w tym życiu mogłem obserwować i upadek takiego sposobu na życie również. (mam oczywiście na myśli marksizm i leninizm ze swoim rakowatym tworem czyli komunizmem).
i to by było tyle na dziś.
Dobranoc
P.S. Dziękuję za te 1000 odsłon :)

środa, 9 stycznia 2013

Czas Rzeczypospolitej

Witam serdecznie
Nawiązując do "demota" opisującego uzbrojenie i taktykę polskiej husarii, która praktycznie była niezwyciężona przez ponad 100 lat chcę podkreślić to, ze była to formacja wyjątkowa i niepowtarzalna.
Posługiwała się specyficzną taktyką (stosowanie kilkunastu szyków bojowych), dopracowanym do perfekcji uzbrojeniem (wydrążona kopia, szabla husarska) oraz charakterystycznym i skutecznym pancerzem. O znanych chyba na całym świecie skrzydłach nie wspominając.
To wszystko plus wyszkolenie, honor i wola zwycięstwa dawało taka przewagę na polu walki.
Ale trzeba przede wszystkim pamiętać, że był to produkt Rzeczypospolitej szlacheckiej.
Nie tylko husaria wyróżniała Polskę w tamtym okresie historii. Tolerancja wyznaniowa, kiedy w Europie szalała inkwizycja, wielonarodowość ludności i brak wyraźnej dyskryminacji mniejszości. Nawet społeczność żydowska w Rzeczypospolitej była bardziej bezpieczna niż w innych krajach, a jej przedstawiciele osiągali wysokie stanowiska. Unia z Litwą, też była czymś niepowtarzalnym.
Rzeczpospolita szlachecka wyróżniała się wśród reszty Europy. Rosła w potęgę mimo ciągłego zagrożenia ze wschodu i braku wojen zaborczych.
Przenosząc to na dzisiejszą sytuację między narodową możemy tylko  powtórzyć "Polska pawiem narodów". Ja wiem, że to powiedzenie pochodzi z czasów, o których wspominam. Owszem, Polacy papugowali, ale zarówno wschód jak i zachód, ale łącząc różne elementy stworzyli coś wartościowego.
Polska była potężna tylko wówczas, gdy potrafiła znaleźć własną ścieżkę rozwoju.
Dzisiaj naśladując innych zawsze będziemy ich gonić. Mają nad nami przewagę lat w których Polska prowadziła wojny z Turkami, Tatarami i Rosjanami broniąc również resztę Europy. Później z wdzięczności została rozgrabiona, a następnie zdradzona przez swoich sojuszników i oddana w niewolę największemu wrogowi. Mimo tego odrodziła się (co samo w sobie też jest wyjątkowe) i znowu ma szansę stać się państwem, które swoim obywatelom daję dumę, a inni muszą się z nim liczyć.
To wszystko jest możliwe. Zawsze jest możliwy wybór własnej drogi. Nigdy nie nadgonimy tych lat, które Europa miała na rozwój. Musimy znaleźć własny system rozwoju, promowania najlepszych obywateli i przede wszystkim stworzyć wzorce do naśladowania dla wszystkich. Tak aby chcieli się rozwijać i współtworzyć wspólne dobro.
Polacy nawet dzisiaj na całym świecie udowadniają, że potrafią i chcą jeśli tylko na to się im pozwoli. Nie wiem, czy ja tego doczekam, ale jestem pewien, że ten kraj ma jeszcze sporo do powiedzenia w historii świata.
Dobranoc.