czwartek, 29 listopada 2012

Sens życia

Witam serdecznie
Od czasu do czasu chyba każdy człowiek zadaje sobie pytanie o sens życia i sens w ogóle wszystkiego. Niektórzy kończą z tego typu rozważaniami jeszcze w młodości, uważając że to doprowadza tylko do bólu głowy. Może i racja. Przecież to jest zajęcie wszystkich byłych, obecnych i przyszłych filozofów. Cóż mnie malutkiemu dadzą te rozważania?  Wszystko i nic.
Nic, bo przecież nie nakarmią, nie ogrzeją itp. A może wszystko? Bo przecież każde myślenie jest twórcze i jeśli ktoś jest konsekwentny, to wymyśli np. koło, ogień, pieniądze i społeczeństwo, ale też proch i kałasznikowa. No to go poniosło powiecie. Od myśli o sensie życia do kałasznikowa. co ma piernik do wiatraka? Otóż to akurat jest wyraźna zależność - w młynie miele się zborze na mąkę, z której piecze się pierniki. Bez mąki ani rusz. To samo z drugim ciągiem myślowym. Myślenie jest podstawą filozofii, a filozofia jest podstawą wszelkich nauk. Zawsze najpierw trzeba zrozumieć problem lub zjawisko (filozofia), a potem znaleźć rozwiązanie tegoż (nauka).
No ale trochę za bardzo zbaczam z tematu.
Sens życia. Pytanie o wszystko. Już ekipa Monty Pytona próbowała go opisać w filmie pod tym tytułem, ale nie da się na to opowiedzieć raz na zawsze. Ponieważ każdy człowiek odbiera świat inaczej i dla każdego coś innego jest istotne.
Może pytanie trzeba postawić inaczej. Czy wszyscy mamy do spełnienia w życiu bardzo ważne zadanie? We własnym mniemaniu pewnie tak. Każdy marzy o bogactwie, prestiżu, popularności, czy dokonaniu przełomowego odkrycia. Każdy chce być kimś! ale czy nasze wyobrażenia o celu życia są słuszne? Czy jest prawdopodobne, że ktoś urodzi się tylko po to aby wypełnić jedno małe zadanie, np uratować czyjeś życie w pożarze albo wypadku? Dobrze odpowiada na to film i książka pt "Pięć osób. które spotykamy w niebie" Warto obejrzeć. Niestety jest to film z puentą, więc nie mogę zdradzić odpowiedzi udzielonej przez autora. Powiem tylko tyle, że owszem mamy ważny cel w życiu, ale nasze wyobrażenie o nim może być zupełnie inne niż rzeczywisty cel istnienia.
Wiele może wyjaśnić teoria reinkarnacji i prawo karmy. Wprowadza do tych zagadnień jakieś poczucie boskiej sprawiedliwości.
Ja jednak myślę, że żyjemy zgodnie ze swoim przeznaczeniem wtedy gdy jesteśmy po prostu szczęśliwi. Kiedy czujemy, że to co robimy daje nam radość i spełnienie i nie muszą to być "wielkie" rzeczy. A najbliżej Boga jesteśmy w chwilach szczęścia.
Czego Wam i sobie życzę jak najczęściej.
okładka

wtorek, 27 listopada 2012

Trochę nerwów z polityki

Witam
Czy ktoś w tym kraju jeszcze tak ma? Budzi się rano, gwiżdże sobie pod nosem jakąś bzdurkę i nagle staje zdumiony pytaniem o zamach na Sejm Rzeczypospolitej. Albo co sądzę o Mamie Madzi? Ludzie kochani! Jaka mama Madzi. Z konieczności dowiedziałem się w końcu o tej tzw mamie. W normalnym życiu z pudła by już głowy nie wychyliła do wyjaśnienia sprawy! To wszystko zaczyna przypominać grę SIMS, albo Sekond Live. Wymyślone problemy, wymyślone życie, byle dalej od prawdziwych problemów. A takie nas osaczają codziennie, wprowadzenie GMO, ograniczenie sprzedaży suplementów diety, walka z ziołolecznictwem i homeopatia. Nowe podatki i ograniczenia swobód, wszystko oczywiście w imię dobra szarego obywatela.
A ja co? A ja nie oglądam dzienników, wiadomości, nie czytam  Wyborczej i Polityki ani Gościa Niedzielnego. Można powiedzieć, że uciekam od obywatelskiej odpowiedzialności za kraj i życie. Nie nie uciekam! To wszystko nie ma znaczenia. Można tylko od tego wpaść w paranoję i rzeczywiście zacząć gromadzić nawozy sztuczne na ciężarówce. Ja czekam na rzeczywiste zmiany. Jeśli nadejdzie ich czas wszyscy się o tym dowiemy. Niestety na wszystko musi przyjść odpowiednia chwila. Nie da się zmienić rzeczywistości, kiedy nie wszystkie elementy są na swoich miejscach. Historia zna na to wiele przykładów, od powstań w czasie rozbiorów, nieudanego przejęcia władzy przez Hitlera, wideotelefonu w latach 50-tych, czy pomysłów Leonardo da Vinci. Wszystko musi mieć swój czas i miejsce. A to że takie czasy nadchodzą chyba wszyscy przeczuwają i nie mam tu na myśli obsesji na punkcie 21.12.2012 r.
Coś musi się zmienić bo teraz już nie kroczymy a biegniemy w stronę przepaści.
Dlatego na razie nie będę się zastanawiał, czy Amber Gold chciał oszukać ludzi czy nie. Już nie wspominając o tym kto wygra Mam talent czy inne Gwizdanie z Gwiazdami. Wolę wyszukiwać informację o odkryciach naukowych, zmianach klimatu czy wojnie z Palestyńczykami. To ma znaczenie i to trzeba obserwować. A czy można coś na to poradzić to inna sprawa.
Dobranoc

piątek, 23 listopada 2012

Przepowiednia księżniczki Kaoru



Witam
Ciągle moje myśli powracają do konferencji japońskiej księżniczki Kaoru Nakamaru dotyczącej wydarzeń po 21.12. 2012 r. to co opowiada robi na prawdę duże wrażenie. Mam co prawda duże zastrzeżenia do podanej przez nią konkretnej daty, ponieważ takie konkretne terminy w przepowiedniach rzadko się sprawdzają. Informację podane przez panią Kaoru można odnaleźć w wielu przepowiedniach z całego świata . Ale tak pokrótce podsumowując:
1. Trzy dni ciemności - w prywatnego liście autorstwa Ojca Pio, adresowanego do Komisji w Heroldsbach, apokalipsa św. Jana (16,10), św. Hildegarda z Bingen (+1179), Sługa Boża Marie Martel (+1673), słynny jezuita o. Charles-Auguste Nectou (+1777), bł. Elizabeth Canori-Mora (+1825), bł. Marie Taigi (+1837), Palma d'0ria (+1863), bł. Marie Baourdi (+1878), mistyk Pere Lamy (+1931), bretońska stygmatyczka Julie Jahenny (+1941)*
2. Brak elektryczności - związane z 3 dniami ciemności, czasami także w innych wizjach np. Ossowieckiego
3. Data 21.12.2012 - konkretna data wynika oczywiście z Kalendarza Majów, ale przepowiedni dotyczących przełomu XX i XXI w jest oczywiście więcej .

Czy mamy się bać? Nie wiem, czy tak należy postawić pytanie. Myślę, że nie należy tego lekceważyć. Jeśli istnieje jakieś kosmiczne wydarzenie, o którym nic nie wiemy (po za nieliczną grupa dobrze poinformowanych) np. przejście Ziemi przez jakiś obłok materii lub wiązkę energii, to zagrożenie może być całkiem realne. W niektórych informacjach jest wspomniane o tzw Promieniu Galaktycznym, który blokuję każdą energię, co mogłoby dać taki efekt. Również zapowiadana wzmożona aktywność Słońca może skutecznie wyłączyć wszystkie nasze elektryczne "zabawki", a wystarczy emisja podobna do tej z 1859 r. Dodajmy do tego przebiegunowanie, czy zmianę kąta pochylenia osi Ziemi, to bardzo realnych zagrożeń  dla naszej cywilizacji białego człowieka jest sporo. Ale czy można podać konkretna datę? Tak, taka data jest możliwa, jeśli będą to cykliczne wydarzenia, lub zagrożenie jest już znane grupie specjalistów.
Ale co my jako zwykli mieszkańcy planety możemy zrobić? Możemy tego nie lekceważyć. Nic się nie stanie jeśli w tym okresie będziemy mieli w domu trochę więcej suchej żywności i zapas wody. Nie zaszkodzi mieć rzeczywiste pieniądze zamiast wirtualnej gotówki na koncie.
To wszystko można zrobić niewielkim kosztem, więc chyba warto.
Nie dowiedziałem się z przepowiedni japońskiej księżniczki, czy w ogóle jest szansa na przeżycie w dotychczasowym ciele, że tak to ujmę. Bo przygotowanie duchowe na pewno jest dobre, ćwiczenia fizyczne też, ale powiedziała, że żadne schrony nie pomogą, a niektórzy z wtajemniczonych chcą opuścić Ziemię.
Ale załóżmy, że przetrwamy i będziemy wszyscy lepsi. Nie uchronimy się jednak przed rozpadem naszej cywilizacji. Te trzy dni bez prądu zupełnie wystarczą. Nie będzie energii, paliwa, żywności, komunikacji i przede wszystkim informacji. tego nie da się szybko odtworzyć.
Dla tego podzielę się własnymi przemyśleniami ,na ten temat.
Po wszystkim, najważniejsza będzie organizacja ocalałych społeczności. Obrona zapasów żywności i wody, ale równie ważna będzie obrona informacji. Żadne książki, gazety (nawet najgłupsze pisma) nie mogą zostać zniszczone. Trzeba je gromadzić i strzec, bo tylko informacja pomoże nam pominąć okres średniowiecza (jak po rozpadzie Imperium Rzymskiego). No i prawodawstwo. To naturalne oparte na zasadzie oko za oko.Mam nadzieję, że mimo wszystko są to tylko rozważania teoretyczne, chociaż patrząc na kierunek rozwoju społeczeństw zachodnich jakaś wielka zmiana jest konieczna.
No i na koniec trzeba sobie uświadomić, że taki koniec świata dotyczy tylko naszej kultury. większość mieszkańców Ziemi nawet nie zauważy zmiany, no może po pewnym czasie zabraknie naboi do Kałasznikowa.
Dobranoc.

* za http://www.nautilus.org.pl/?p=artykul&id=2490

wtorek, 20 listopada 2012

Fatima suplement

Witam
Pisałem parę dni temu o objawieniach w Fatimie. Takich objawień jest oczywiście znacznie więcej, chociażby ciąg wydarzeń Madjugorje, który trwa do dziś. Są też objawienia, które nie są uznane przez Kościół rzymskokatolicki np.  w baskijskiej wiosce Ezkioga. Interpretacje tych i innych cudownych wizji obracają się wokół dwóch biegunów: religijne, czyli objawienia Matki Boskiej i Jezusa, oraz że jest to manipulacja obcych cywilizacji ewentualnie przybyszów z przyszłości. 
Według mnie istnieje jeszcze jedna możliwość - objawienia zapomnianych bóstw, dewów, duchów , jezior, gór itp. Pamiętajmy, że chrześcijaństwo istnieje niecałe dwa tysiące lat. Wcześniej  ludzie też byli religijni.Wierzyli w bogów, w istoty nad przyrodzone, które wielokrotnie wkraczały w ich życie często w formie objawień właśnie. Mitologie Greków, Rzymian, Słowian, Hetytów i wielu innych ludów są pełne tego typu opisów. Nie różnią się one tak bardzo od tego co przytrafia się ludziom w dzisiejszych czasach. Przecież dawniej te duchowe byty uważano powszechnie za realne, ich prośby i rozkazy były traktowane bardzo poważnie. Czy wraz ze zniszczeniem poświęconym im świątyń i zamianą dawnych wierzeń w nowe te istoty zniknęły? Myślę, że nie, że nadal są obecne tylko ich siła oddziaływania jest znacznie mniejsza.
Spróbujmy więc wyobrazić sobie co czują, gdy ich enklawy zostają niszczone przez rozwijającą się cywilizację, która gwałtownie połyka coraz większe obszary, przekształcając je bezpowrotnie.
Może niektóre z nich próbują coś zrobić, przemówić do ludzi. Odejście ludzkości od duchowości w stronę materializmu nie rokuje naturalnemu środowisku najlepiej.
Dlatego myślę, że jesteśmy nadal bacznie obserwowani przez wiele duchowych istnień, które tak jak zawsze próbują na nas wpływać. Te dobre i również te złe. Które potrafią to lepiej to już trzeba odpowiedzieć sobie samemu.
Dobranoc
figure
Ezkioga 1931. Żródłóhttp://publishing.cdlib.org/ucpressebooks/view?docId=ft5q2nb3sn;chunk.id=d0e1499;doc.view=print

poniedziałek, 19 listopada 2012

Jak sobie pościelesz...

Witam
Czy ktoś kiedyś odpowiedział wyczerpująco, gdzie bywamy kiedy śpimy? Wyjaśnienia typu, porządkowanie zasobów pamięci, lub reakcja mózgu na brak bodźców chyba nikt nie bierze już poważnie. Jeśli założymy, że nasza świadomość jest niezależnym bytem, który tylko wykorzystuje nasze ciało i jego zmysły jako pojazd do poruszania się w rzeczywistości, to pytanie o to gdzie właściwie wtedy przebywamy ma bardzo dużą wagę. Już sam fakt, że większość snów zapominamy zaraz po przebudzeniu, a niektóre tkwią w pamięci bardziej rzeczywiste niż zwyczajne wspomnienia. Ja mam kilka takich snów, które pamiętam do dziś ze wszystkimi zapachami, dotykiem czy intensywnością barw. Najstarszy sen który pamiętam dotyczył wielkiego pożaru. Miałem wtedy może pięć lat. Śnili mi się ludzie uciekający przed płomieniami ciasnym tunelem. Czułem żar płomieni , słyszałem krzyki ludzi. Ale najbardziej wbił mi się w pamięć obraz Aniołów osłaniających biegnących ludzi. Potem, kiedy pierwszy raz zjechałem na kopalni pod ziemię rozpoznałem kształt tuneli ze swojego snu. Trzeba jeszcze dodać, że ten sen miałem przed wybuchem metanu na KWK "Silesia".
Kiedy miałem kilkanaście lat śniłem, że jestem sokołem i latam nad górami otaczającymi rozległą równinę. Wrażenie przepływu powietrza pod skrzydłami, ruchy lotek pamiętam bardzo wyraźnie i jak to się mówi na to wspomnienie przechodzą mnie ciarki. Sen kończył się sceną, w której ja jako sokół ląduję, otaczam się skrzydłami i zmieniam się w Indianina z prerii, a z góry słychać głos  - Ptaki  są jak Irokezi.
Nie wszystkie zapamiętane sny są takie miłe. Sen o niemowlęciu, które rozgotowało mi się podczas kąpieli w wanience, na pewno  do takich nie należy. Częściej jednak pamiętam miłe sny, a po za tym większość moich snów jest raczej przyjemna.
Dzisiaj na przykład miałem sen, w którym najpierw oswoiłem dużego lwa i jasnej sierści, a potem ten lew bronił mnie i moich "sennych" przyjaciół przed atakującym nas lwem o ciemnym umaszczeniu.
No więc powtórnie pytam. Gdzie wtedy przebywamy? W innej rzeczywistości, w szkole dla dusz, jak twierdzą niektórzy, czy na niwie własnych marzeń.
Ja tego nie wiem, ale myślę, że sny nas czegoś uczą, o czymś informują, ale na poziomie, którego dusza ograniczona zmysłami ciała nie może nam przekazać świadomie i dla tego najczęściej przemawia za pomocą symboli. A zrozumienie symboli to już inna sprawa. Jeśli bardzo nam zależy pewnie możemy te znaczenia trafnie odgadnąć, ale ilu ludzi traktuje sny poważnie.
Miłych snów. Dobranoc

środa, 14 listopada 2012

Fatima i ja

Witam

 Chcę nawiązać do bardzo interesującego artykułu pt. „Matka obca z Fatimy” z Nieznanego Świata nr 10/2012. Opis wydarzeń religijnych, zwłaszcza o tak utrwalonej tradycji jest zawsze zbiorem rzeczywistych przeżyć osób ich doświadczających jak i oczekiwań ze strony innych wiernych, ale przede wszystkim interpretacji zwierzchników kościelnych. Powoduje to, że tradycja i nasze przekonania stają się bardziej realne niż cokolwiek  innego. Urastają do rangi dogmatu, którego żadne fakty i argumenty nie są w stanie zmienić ponieważ powodują podświadomy opór tych, dla których jest ważnym składnikiem duchowości.
Przypadek objawień z Fatimy dobrze to odzwierciedla. Dodatkowo sprawę komplikują manipulacje dotyczące ujawnienia trzeciej tajemnicy fatimskiej. Dla myślącego człowieka wydaje się całkowicie niezrozumiałe zignorowanie wyraźnego polecenia o ujawnieniu tej części tajemnicy w określonym czasie. Czyżby papież był lepiej poinformowany od Matki Boskiej? Bo przecież kościół uznał to objawienie za prawdziwe.
Ale tak jak wspomniałem jest to tylko jeden z przykładów selektywnego odbioru pewnych wydarzeń lub informacji, jeśli są one związane z duchowością człowieka, z jego wyznaniem i tradycją religijną. Przytoczę fragment z „Dziejów apostolskich” w którym jest mowa o wniebowstąpieniu Jezusa
 Po tych słowach uniósł się w ich obecności w górę i obłok zabrał Go im sprzed oczu. Kiedy uporczywie wpatrywali się w Niego, jak wstępował do nieba, przystąpili do nich dwaj mężowie w białych szatach. I rzekli: "Mężowie z Galilei, dlaczego stoicie i wpatrujecie się w niebo? Ten Jezus, wzięty od was do nieba, przyjdzie tak samo, jak widzieliście Go wstępującego do nieba".

 Ten fragment Nowego Testamentu” jest odczytywany podczas mszy św. Ilu wiernych zwraca uwagę na sam opis? Dla ilu z nich stwierdzenie, że „obłok zabrał Go im sprzed oczu” ma charakter rzeczywistego wydarzenia o określonym wymiarze fizycznym? Jezus nie zniknął, nie rozpłynął się w powietrzu. Zabrał Go obłok!
Dodatkowo zapowiedź powrotu na obłoku (ponieważ przyjdzie tak jak odszedł) obiecuje, że Jezus powróci na Ziemię w sposób techniczny, a nie przez powtórne narodziny lub cudowne pojawienie się.
Jednak większość wiernych oczekuje właśnie cudownego, nieokreślonego pojawienia się Jezusa. Ich przekonania nie pozwalają na inną interpretację. Ktoś pisał kiedyś o tym, że Indianie nie byli w stanie zobaczyć statków Kolumba, ponieważ ich zmysły nie mogły tego wydarzenia zakwalifikować, z co za tym idzie zarejestrować. Tak można tłumaczyć nasze wybiórcze rozumienie świata i tego co nas otacza (chociaż ja w tą historię nie wierzę:).



poniedziałek, 12 listopada 2012

Poniedziałek

Witam
Zastanawiam się czy poniedziałek to prawo przyrody, czy stan umysłu? zastanawiam się to trochę na wyrost, bo ja wiem, że jest to stan umysłu. Kiedy pracowałem w systemie 4-ro zmianowym, nie zauważałem nawet istnienia poniedziałku. Czasami nawet nie wiedziałem jaki mamy dzień tygodnia. Moja "niedziela" wypadała w najróżniejsze dni tygodnia. Mając do dyspozycji popołudnie i przedpołudnie, moglem sobie tak zaplanować zajęcia, że nie odczuwałem tak dobitnie krótkich, szarych dni jesienią i zimą. No, ale jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma. Mogę na to tylko powiedzieć - bzdura! Do pewnych rzeczy, zachowań i przekonań nigdy się nie przyzwyczaję. No i co teraz? Jak można sobie z tym poniedziałkiem poradzić? Przeczekać i znowu mieć moralnego kaca, że został zmarnowany kolejny dzień? Nie i jeszcze raz nie! Trzeba zrobić coś, aby poniedziałek był oczekiwanym dniem po przymusowym wolnym. Czyli trzeba sobie znaleźć pracę, która jednocześnie będzie pasją. No bo jakie są sposoby na życie/ Ja wyróżniam cztery: życie z obowiązku, ze strachu, z ciekawości i dla pasji życia. Wartościowy jest tylko ten ostatni. Szczęśliwym człowiekiem jest tylko ten, dla którego codzienna pobudka jest kolejnym dniem, w którym może robić to co kocha. I dotyczy to wielu dziedzin życia. To może być np wychowywanie dzieci, nauczanie, leczenie, ale również budowa domów, autostrad, czy twórczość artystyczna. Czy uda mi się doczekać takich poranków? Mam nadzieję, bo na razie żyję tylko z ciekawości czy tak się stanie.
I tyle na dziś.

piątek, 9 listopada 2012

Pożegnanie

Witam serdecznie
Brałem dzisiaj w smutnej uroczystości. Pożegnaliśmy moją matkę chrzestną. Zmarła po długiej chorobie nowotworowej. Ktoś powie "to dobrze, że się już skończyło. Zawsze musi być koniec" Może i dobrze, ale dla kochających bliskich, koniec będzie zawsze za wcześnie. Nawet jeśli w tym momencie czujemy ulgę, że choroba i cierpienie się skończyło, to później brakuje rady, wsparcia tej osoby. Czasem po prostu brak codziennych słów, których się kiedyś nie doceniało i za które, wydawało się,  nie trzeba dziękować. Już samą pustkę, którą ta osoba wypełniała wcześniej nie sposób zapełnić. Powiadają czas leczy rany. Leczy, ale pozostają blizny. Już nie krwawimy, ale nie jesteśmy tacy sami, a blizny czasem bardzo bolą.
To jest jedna strona takich wydarzeń. A druga? Dzisiaj daleka rodzina zbiera się tylko na pogrzebach. Dobrze chociaż wtedy zobaczyć, zatarte czasem w pamięci, twarze. Ważne jest również uczestnictwo w rytuale pożegnania, rytuale śmierci. Żyjemy w społeczności, która udaje, że śmierci nie ma. Albo, że jest nie istotna, bo przecież zawsze dotyczy kogoś innego. Ale do czasu i takie uroczystości przypominają nam o tym, że śmierć nie tylko jest  obok, bliżej lub dalej, ale jeśli zastanowimy się chwilkę, jest zawsze w nas. Nie ma sposobu aby od niej uciec i każdy oddech zbliża nas do niej. To jest część życia, może nawet najważniejsza. Bo jeśli wierzymy, że później jest dalsze życie, to śmierć jest rodzajem egzaminu z życia. Koniec wieńczy dzieło. Pewnie, że łatwiej jest się do tego przygotować przechodząc godnie starość, która pozbawia wielu pragnień i żądz pozwalając za to na ocenę sensu życia i istnienia. Ale czy można być naprawdę przygotowanym, o tym dowiemy się wszyscy bez wyjątku. I tylko to jest sprawiedliwe bez dodatkowych warunków.
Dobranoc

poniedziałek, 5 listopada 2012

Ewolucja

Witam
Czasami żałuję, że nie noszę w ręku notatnika i pióra, albo jak Bond jakiś dyktafonu. Szkoda po prostu fajnych tematów na bloga. Uciekają z pamięci, kiedy tylko chcę je przywołać. Na szczęście świat jest dynamiczny i jeśli pojawi się pustka, chociażby w głowie, to coś w to miejsce wskoczy. Powiadają, że przyroda nie znosi próżni. Bo ja wiem? A dążenie Wszechświata do rozproszenia? Niedoczekanie jego! Od tego my jesteśmy, aby do tego nie dopuścić. Tak, bo najważniejszą cechą życia jest organizacja, porządkowanie i gromadzenie. Niby każde coś co żyje musi umrzeć, co wskazywałoby na zwycięstwo entropii, ale na miejsce umierającego życia idzie nowe. Mało tego, to nowe od czasu do czasu ma nową jakość, wyższą organizację ewolucją zwaną. Ewolucja zaś, jest chyba największą zagadką tegoż życia. Ja sam skłaniam się do teorii mówiących, że ewolucja życia ma charakter celowy. Ktoś za tym stoi i czemuś to służy, jak mawiano za poprzedniej kadencji politycznej. Dla mnie jest to logiczne i sprawiedliwe. Logiczne, bo odrzucam przypadek jako główną siłę sprawczą Wszechświata. Zostaje więc celowe, świadome działanie jakiejś siły sprawczej. Sprawiedliwe, bo tym samym nagradza wysiłek "twórców" ewolucji. Powszechnie uważa się, że siłą sprawczą ewolucji jest dobór naturalny. Zgoda, jest to zapewne główny czynnik tzw. małej ewolucji czyli dostosowania się gatunków, czy poszczególnych organizmów do zmieniających się warunków środowiska, w ramach ich tolerancji. To jest jedna z cech życia - dostosowanie. Ale właściwa ewolucja, ta która powoduje, że powstają zupełnie nowe gatunki, rodziny i rzędy organizmów wykracza po za dostosowanie się do zmian behawioralnych. Spróbujcie na przykład wyobrazić sobie ilość przypadków, które doprowadziły do wykształcenia tasiemców. Taki bruzdogłowiec szeroki np. żywicielem ostatecznym jest człowiek, niedźwiedź, kot, pies, świnia. Ale po drodze jego jaja trafiają do wody, tam rozwijają się larwy, które są składnikiem zooplanktonu, następnie zjadane przez ryby, które są pożerane  przez żywiciela ostatecznego. A nie jest to wcale najbardziej skomplikowany cykl rozwojowy.
Ja myślę, że nasz świat widzialny jest tylko małym elementem rzeczywistego świata. Światy dla nas jeszcze niedostępne są zamieszkałe przez niezliczoną ilość inteligentnych bytów, z których część ma za zadanie dopilnować rozwoju życia. Duchy opiekuńcze np. myszy starają się, aby ich podopieczne miały jak największe szanse. Jeśli zachodzi taka potrzeba, albo może jest to po prostu inwencja twórcza, tak wpływają na zmiany tych organizmów, aby stworzyć nowy gatunek, dostosowany do nowych okoliczności. No i tu dochodzimy znowu do tych paskudnych tasiemców. Jaki jest cel istnienia takich organizmów?
A kto powiedział, że wszystkie Duchy opiekuńcze są dobre?
I tym akcentem. Kończymy. Dobranoc.

piątek, 2 listopada 2012

Zmiany, zmiany, zmiany.

Witam Calutki Świat
No tak, bo wysyłając to powitanie nie mam pojęcia, czy nie zerknie na nie jakiś polskojęzyczny obywatel Burkina Faso czy innej Boliwii. A to wszystko przez te zmiany. Nie żyje może zbyt długo, ale świat jednak znacznie się zmienił. Przyjaciele Polski z mojego dzieciństwa, są teraz naszymi największymi wrogami, a wrogowie naszymi sojusznikami. Nie zmienił się za to stosunek do krajów "bardziej zachodnich". Nadal wierzymy w dobre intencje GB i USA, mimo, że oni mają gdzieś interes Polski i Polaków. Za bardzo boją się Rosji. Najlepszy przykład mieliśmy po Katastrofie Smoleńskiej. Starałem się zwrócić na to szczególną uwagę mojego syna.  - Patrz uważnie- mówiłem - zapamiętaj sobie kto przyjechał oddać hołd nieżyjącej parze prezydenckiej. Nikt z UE, nikt z Ameryki i Londynu. Przyjaciele psiakrew! A z Europy słowiańskiej praktycznie wszyscy.
Takie wydarzenia dają do myślenia. Ja wyciągam takie wnioski. Czy słusznie nie wiem? Może kiedyś czas pokaże.
To są jedne zmiany, polityczne. Ale znacznie ważniejsze są zmiany techniczne. Telefon komórkowy. Ba, w ogóle telefon. Za wspominanego przez niektórych niesławnej pamięci PRL-u w całej wsi były tylko dwa  telefony. Teraz każdy,  najmłodsi i najstarsi mają komórkę, a niektórzy nawet po dwie lub więcej, co dla mnie jest zupełnie niezrozumiałe.
Telewizja, tą pozornie można by się cieszyć. Dziesiątki kanałów, ale programy typu "jak oni gwiżdżą, jeżdżą, gotują i stoją z gwiazdami" albo "dlaczego mnie to spotyka, moje wakacje, twoje wakacje i jaki ja mam talent do śpiewania weselnych piosenek" skutecznie obniżają poziom i oczekiwania telewidzów. Nie dziwią mnie więc coraz liczniejsze rodziny bez telewizora w domu. A za "komuny" przypomnę było 1 i 1/2 programu, bo "dwójka" zaczynała się od czwartej. A jak mój tata chciał kupić telewizor kolorowy, to sprzedawca skutecznie mu odradził mówiąc - Panie, co pan, dziennik tylko se pan będziesz oglądał w kolorkach.
Największą jednak zmianą jest powszechny dostęp do internetu. Oceanu wiedzy i informacji ze wszystkich możliwych dziedzin i ludzkiej kreatywności. To nic, że informacje wiarygodne są zawalone nieprawdziwymi i zmyślonymi, ale są i każdy może je wykorzystać. To jest, wydaje mi się, wartość, która skutecznie zmienia nasz stosunek do świata i innych ludzi.
Dlatego korzystajmy póki można, bo nic nie jest wieczne, a co więcej nic długo nie jest za darmo i dla wszystkich.
Dobranoc