piątek, 24 maja 2013

Leniwe wybory

Witam
Tak dobrze, tak słodko byłoby odpocząć od wyborów. Całe życie musimy dokonywać wyborów, a dokładniej rzecz ujmując życie polega na ciągłych wyborach od pierwszego do ostatniego oddechu.
I nie ma nawet znaczenia kwalifikacja tych wyborów. To jest proces ciągły. Oczywiście konsekwencje wyboru na śniadanie bułeczki razowej czy białej są innej wagi niż wybór kierunku studiów, czy współmałżonka. Wiec zastanawiam się jakby to było cudownie gdybyśmy tych wyborów nie musieli dokonywać bez przerwy, albo chociaż te najważniejsze wybrałby ktoś za nas.
No i teraz ŁUP!!! w pustą makówkę. Przecież ja to już przeżyłem. Dokonywano za mnie wiele wyborów, ale na szczęście ten system odszedł na niezasłużoną emeryturę. W wielu krajach na świecie nadal tak się dzieje, a UE drobnymi kroczkami też zbliża się do ideału, czyli centralnym decydowaniu o wszystkim.
Ale dowodzi to tylko, że za zwolnieniem od podejmowania decyzji tęskni wielu ludzi - komuniści powiedzą, że masy. Dlatego systemy totalitarne mają się tak dobrze. Upadają dopiero, kiedy zostanie przekroczony pewien próg tolerancji. Bo nawet największy leń też czasem chce o czymś decydować.
Odbiegając jednak od wielkiej polityki, chciałbym odpocząć od decydowania chociaż na chwilę.
A teraz decyduję, że już wystarczy tego smędzenia. Idę poleniuchować - i to jest moja decyzja:)
Dobranoc

wtorek, 14 maja 2013

Rzut granatem

Witam serdecznie.
Dzisiaj na wykładzie :) omówimy "prawo pierwszej serii", "szczęście początkującego", "trafiło się jak ślepej kurze..." itp.
Wszystkie te określenia dotyczą jednego zjawiska - jeśli bardzo chcesz coś osiągnąć lub pokazać to bardzo często za pierwszym razem odnosi się sukces.
Jeden z przykładów z mojego "szwejkowego" życia. W wojsku jako dowódca drużyny musiałem brać udział w szkoleniach żołnierzy jako prowadzący. Na jednej z takich akcji prowadziłem szkolenie z rzutu granatem. Żołnierze podchodzili drużynami i wykonywali rzut granatem F1 do okopu na około 30 m. Efekty były oczywiście różne, najczęściej mizerne. Granaty (oczywiście ćwiczebne) lądowały bliżej, dalej, poza obwałowanie rzutni. W końcu na moje krytyczne uwagi, któryś kolega powiedział nieuchronne "To pokaż jak się rzuca". Nie mogę powiedzieć, że kompletnie nie umiałem rzucać do celu, ale nie było to moją mocną stroną. Ale wtedy skupiłem się na zadaniu najbardziej jak tylko potrafiłem. Przyjąłem pozycję i rzuciłem. Granat trafił w twarz sylwetkę wyciętą z blachy i spadł do okopu pod nogi blaszanego wroga. To był wzorcowy rzut, lepiej tego zrobić nie można. Byłem niesamowicie dumny, ale znając wyżej wymienione prawo, za żadne skarby nie dałbym się namówić na powtórny rzut. Skwitowałem tylko - "Tak się to robi. Ćwiczyć".
Takich sytuacji w życiu było oczywiście więcej. Do końca nie wiem dlaczego tak się dzieje. Dlaczego jeśli coś udało się za pierwszym razem, tak trudno to powtórzyć?
Skrajnym przykładem jest J.D. Salinger i jego powieść, a właściwie nowela pt. "Buszujący w zbożu". Dzieło zostało przetłumaczone na kilkadziesiąt języków i ciągle jest wznawiane. Autor oprócz tego popełnił jeszcze tylko kilka opowiadań i nic więcej. Sukces pierwszej książki prawdopodobnie przytłoczył go zupełnie. Jestem przekonany, że w szufladzie miał jeszcze wiele udanych tekstów, ale nie potrafił pokonać strachu przed porównaniami z pierwszą powieścią.
Może więc sukcesy odnoszą ci, którzy ten naturalny lęk potrafią pokonać bo jak śpiewa Feel "pokaż na co cię stać, ale nie jeden raz". Bo własne lęki i ograniczenia są naszym najgorszym wrogiem i przyczyną marnowania potencjału i talentu.
Dobranoc.

piątek, 3 maja 2013

Szczęście codzienne

Witam
Zastanawiałem się dlaczego tak szybko zapominamy dni, w których jesteśmy szczęśliwi. Mam na myśli takie codzienne szczęście. Momenty euforii, nadzwyczaj radosnych zdarzeń to inna kategoria. Wygrana na loterii, zakochanie się, wielki sukces zostaje zapamiętane, bo to są wydarzenia wyjątkowe.
Natomiast szczęście to poczucie bezpieczeństwa, ciepło rodzinne, dach nad głową i pewność jutra.
Przynajmniej ja go tak rozumiem i zastanowiło mnie dlaczego nam to umyka. Dlaczego wydarzenia przykre, zagrożenie życia i codziennego losu o wiele dłużej i wyraźniej pamiętamy?
Myślę, że przyczyną jest brak odpowiednich receptorów i struktura pamięci.
Dni spokojne, szczęśliwe nie są warte zapamiętania, ponieważ nie niosą zagrożenia. Wszystkie sytuacje krytyczne, przykre są właśnie takie, bo zagrażają tej zwykłej, codziennej szczęśliwości czyli normie.
Moim zdaniem naturalnym stanem psychicznym jest poczucie szczęścia. To jest nasz naturalny stan i wszystko co temu zagraża jest warte zarejestrowania. Wiadomo, że nasza pamięć jest ograniczona, nie może rejestrować wszystkich informacji ponieważ ich ilość zbyt wielka. Trzeba dokonać selekcji, korzystać z tego co jest nam niezbędne do przetrwania. Najważniejsza jest więc pamięć o zagrożeniach.
Ponieważ stan szczęścia jest normą, można go traktować jako tło dla innych przeżyć, nie potrzebne więc są dodatkowe zmysły, czy receptory do jego rejestracji.
To jest według mnie przyczyna tego, że najlepiej sprzedają się w mediach informacje o wypadkach, tragediach itp. Szczęście jest nudne, bo to nasz naturalny stan, nasza codzienność, więc co może być w tym interesującego.
Podsumowując, to nie świat jest tak okrutny, to tylko nasza percepcja nie pozwala ciągle dostrzegać szczęścia. A my doceniamy to zwyczajne szczęście dopiero wówczas, kiedy je straciliśmy, lub jest bardzo zagrożone. To smutne, ale i w jakiś sposób pocieszające.
Dobranoc.