Wegeterianin


 



Opowiem jak ja zostałem wegetarianinem. Spory kawałek życia minął zanim zdecydowałem się na zmianę diety. Nie pamiętam dokładnie, ale miałem około 30 lat, może 32. Nigdy specjalnie nie przepadałem za mięsem. Jeśli miałem wybór, najczęściej wolałem zjeść coś bezmięsnego. Czasami rozważałem zmianę diety ale bez szczególnego przekonania. Ten dzień jednak nadszedł i pozostawił trwały ślad w moim życiu.
Moi rodzice posiadali małe, pół hektarowe gospodarstwo, i zawsze hodowali jedną albo dwie świnie w roku. Oczywiście najczęściej świniobicie wykonywał tata sam, przy mojej i mojego brata pomocy. W tym dniu do "zbijaczki" byliśmy sami z moim tatą. Jeśli ktoś nie wie jak się takie mordowanie odbywało to pokrótce opiszę. Świnię, około 80-100 kg wagi wyprowadzało się z chlewika do stodoły, wcześniej przywiązując jej do tylnej nogi sznur. Sznur trzymał pomocnik, czyli najczęściej ja, a tata stał przygotowany z młotem w ręce. Kidy świnia chciała pobiec należało tak pociągnąć za sznur, aby we właściwym miejscu straciła równowagę, a wtedy tata uderzał ją młotem w głowę i ogłuszał. Kiedy straciła przytomność należało wbić ostry, długi nóż w serce, a pomocnik trzymał miskę, do której spływała krew. Po wykrwawieniu świnię wciągało się do koryta i polewając gorącą wodą należało ogolić szczecinę. Następnie za tylne nogi wieszało się ją, używając odpowiedniej wciągarki, pod belką sufitową. Potem to było było już patroszenie i dzielenie zwłok, a następnie wykonanie "wyrobów" typu kaszanka, kiełbasa, salceson.
Ale tego dnia nie poszło tak dobrze. W momencie kiedy świnię trzeba było ogłuszyć, tata nie trafił dobrze i tylko ją ranił i rozjuszył. Żałosny ryk i kwik tego zwierzęcia słyszę do dzisiaj. Na wsi powiadają, że nie wolno przywiązywać się do zwierzęcia, które ma być zabite, bo nie może potem umrzeć.
Coś w tym jest.
Efektem tego wydarzenia była moja nieodwracalna decyzja, że świadomie nie zabiję żadnego zwierzęcia aby go zjeść, i nikt dla mnie też nie będzie ich zabijał.
Ma to wiele dobrych dla mnie stron i wspaniale się z tym czuję. Na imprezach, moja i mojej żony rodzina szanuje to i zawsze dla mnie i mojego syna są przygotowane specjalne dania. Bardzo sobie to cenię i jestem za to wdzięczny.
Czasami wiążą się z tym zabawne wydarzenia. Ale o tym następnym razem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz